Powrót do

-> strona g³ówna

ELEMELE, czyli majowe badawczo-naukowe dwa tygodnie na Ba³kanach z bardzo subiektywnego punktu widzenia

dodany: 28.05.2006 | autor: Zuzanna Olesiñska


Dnia dziewi¹tego maja, pamiêtnego roku 2006, w którym to pan Roman G. zaj¹³ siê edukacj¹ oraz inne nieciekawe wydarzenia mia³y miejsce w naszym jak¿e uroczym kraju, grupa studentów drugiego roku filologii serbskiej wraz z niedobitkami innych grup gotowych rzuciæ wszystko, by na dwa tygodnie wyrwaæ siê z Polski, wyruszy³a na wycieczkê po Ba³kanach. Plan by³ taki: jedziemy do Czarnogóry na 10 dni, po drodze zahaczamy o Boœniê i Chorwacjê, a wracaj¹c spêdzimy dwa dni w Belgradzie. Ale jak to z planowaniem (centralnym!) bywa – nie wszystko by³o tak, jak mia³o. W tym wypadku oœmieli³abym siê rzec, ¿e na szczêœcie, bo widzieliœmy wiêcej ni¿ zak³adaliœmy, ale o tym dalej...

Tak wiêc – spotykamy siê na placu Andrzeja, poznajemy studentów z Poznania, którzy wybrali siê na wycieczkê z nami, wsiadamy w autokar zaopatrzony we wszystkie wygody, jakie autokar mo¿e zapewniaæ, typu wc, barek czy telewizja, oraz, jak siê póŸniej okaza³o, niezwykle profesjonalnych kierowców, i ruszamy. Jedziemy, jedziemy, impreza przy serbskich przebojach ma siê œwietnie a tymczasem jedziemy i jedziemy i jedziemy... S³ychaæ pojêkiwania, ¿e d³ugo, ¿e nie da siê wytrzymaæ, a tymczasem do celu numer 1 – Sarajewa, jeszcze daleko... Dojechaliœmy z opóŸnieniem oko³o trzygodzinnym i na kolejne trzy godziny zostaliœmy zostawieni sami sobie. Có¿ robiæ – z zielonymi przewodnikami po Ba³kanach w rêkach ruszyliœmy na zwiedzanie miasta. Myœlê, ¿e przy zachmurzonym niebie widok jednak bardzo zniszczonego jeszcze miasta, z natowskimi samochodami i pojawiaj¹cymi siê czêœciej ni¿ u nas ¿o³nierzami zrobi³ na nas ogromne wra¿enie. I smutne. Kolejny cel – Mostar i jego najwiêksza atrakcja – kamienny Stary Most nad rzek¹ Neretw¹ z 1566 (leg³ on w gruzach 11 listopada 1993 w wojnie miêdzy boœniackimi Chorwatami i Muzu³manami, zosta³ jednak odbudowany, a ostatni kamieñ spi¹³ ³uk mostu w sierpniu zesz³ego roku. Zainteresowanych odsy³am na strony www.starimost.telecom.ba, www.starimost.ba, gdzie mo¿na zobaczyæ zdjêcia obiektu), który ogl¹daliœmy w piêknym s³oñcu wywo³a³y zgo³a odmienne wra¿enia – zachwycaj¹ce krajobrazy, ma³e uliczki, kramiki, straganiki, ot, ba³kañski urok miasteczka. Przed nami jednak by³a jeszcze daleka droga, a zmêczenie wziê³o górê nad chêci¹ pojechania jeszcze do Dubrownika, tak te¿ w sumie po 33 godzinach jazdy wreszcie znaleŸliœmy siê u celu naszej podró¿y czyli Beèiæi ko³o Budvy – czarnogórskiej nadmorskiej miejscowoœci turystycznej, która przed sezonem kusi³a fantastyczn¹ pla¿¹, wod¹ i generalnie wszystkimi letnimi atrakcjami przy równoczesnym braku turystów. Po zakwaterowaniu, zaciêciu siê w ³azience (ja) i innych wieczornych atrakcjach, wymêczeni podró¿¹ padliœmy, ale nastêpny dzieñ by³ jednym z kilku (bardzo, bardzo niewielu) dni wolnych (wolnych od wycieczek rzecz jasna), wiêc czas na regeneracjê, zwiedzanie terenu i kosztowanie lokalnych trunków i specja³ów w zupe³noœci wystarczy³ (wiêkszoœci, bo pozosta³a i grupa z³akniona wiêkszej iloœci wypoczynku, s³oñca i pla¿y), by kolejnego dnia udaæ siê na wycieczkê po Starej Czarnogórze – do historycznej stolicy Cetinje (która przesta³a byæ ni¹ po II wojnie œwiatowej) oraz parku narodowego Lovæen, gdzie na drugim najwy¿szym szczycie (pierwszy to niedostêpny dla turystów Štirovnik o wysokoœci 1749 metrów n.p.m.) – Jezerskim vrhu (1660 metrów n.p.m.) znajduje siê mauzoleum Njegoša (niewtajemniczonym wyjaœniam ¿e jeœli chodzi o Czarnogórê i w ogóle Jugos³awiê, to Njegoš wielkim poet¹ by³). W Cetinje mieliœmy okazjê ogl¹daæ performance studentów szko³y aktorskiej z Podgoricy (dla tolerancji i nie maj¹cy nic wspólnego z polityk¹) oraz zabytki historyczne, jak na przyk³ad najstarsz¹ (po Gutenbergowskiej) drukarniê w Europie, Lovæen natomiast zaskoczy³ nas œniegiem. Droga do mauzoleum by³a dla niektórych istotnie drog¹ przez mêkê (z ca³ym szacunkiem dla Njegoša, ale ponoæ podobnie jak przebrniêcie przez jego twórczoœæ) – pocz¹wszy od podejœcia po ska³ach jak najprawdziwszych w absolutnie nieodpowiednim do chodzenia po górach obuwiu typu japonki i ró¿nego innego rodzaju klapki i sanda³ki, poprzez chodzenie po niepewnych i pokruszonych schodach w wydr¹¿onym w skale tunelu, schodach w iloœci nazbyt du¿ej, by mo¿na by³o przechadzkê nazwaæ przyjemn¹, na ³a¿eniu po œniegu w owych wymienionych wczeœniej sanda³kach tudzie¿ boso z racji braku innej mo¿liwoœci dostania siê do mauzoleum w³adyki skoñczywszy. Nagrod¹ za trudy by³y przede wszystkim wspania³e widoki rozpoœcieraj¹ce siê z góry – Jezioro Szkoderskie, Rumia Podgorica, góry Prokletije i Komovi, masywy Golija, Vojnik i Cetinje prezentowa³y siê naprawdê wspaniale. Po drugiej, p³atnej stronie mauzoleum, gdzie mogliœmy zobaczyæ kryptê, rozpoœciera siê krajobraz Adriatyku i Boki Kotorskiej. Po tak intensywnym spacerze zmêczeni, ale zadowoleni wróciliœmy do hotelu po to, by nastêpnego dnia udaæ siê do najwy¿ej po³o¿onego miasta w ca³ej by³ej Jugos³awii – Žabljaka, niewielkiego miasteczka o wybitnie ma³ej iloœci atrakcji (przewodnik podaje na przyk³ad postój taksówek, przystanek autobusowy i czteropiêtrowe bloki mieszkaniowe), poza t¹, ¿e znajduje siê on tu¿ przy Parku Narodowym Durmitor (z zachwycaj¹cym Jeziorem Czarnym, nad którym wznosz¹ siê Góry Dynarskie) wpisanym, wraz z tak¿e widzianym przez nas Kanionem Tary, na Listê œwiatowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO. Absolutnie zachwyceni mnogoœci¹ przepiêknych krajobrazów, po raz kolejny wróciliœmy do Beèiæi, by odpocz¹æ po ca³ym dniu, pointegrowaæ siê przy Nikšiæku z sob¹ i Czarnogórcami oraz zebraæ si³y na kolejny wyjazd – tym razem do Starego Baru oraz Albanii, której kawa³ek znajduj¹cy siê nad Jeziorem Szkoderskim, w ramach zmiany planów postanowiliœmy zwiedziæ. W Barze spotkaliœmy pewnego Serba, który mówi³ po Polsku, gdy¿, jak powiedzia³, trzy lata pracowa³ w Polsce i budowa³ nawet jak¹œ dyskotekê w Sosnowcu przed dwudziestoma piêcioma laty, o której jednak nikt z nas nie s³ysza³, ale trzeba pamiêtaæ ¿e to Pan, który zna sto tysiêcy ludzi w Krakowie… W ka¿dym razie ów Serb, zwany D¿onym, jako ¿e posiada agencjê turystyczn¹ zaoferowa³ nam swoj¹ pomoc przy wyjeŸdzie do Albanii – tak te¿ zwiedziwszy Ulcinje (80% mniejszoœci albañskiej) z rzeczonym D¿onym spotkaliœmy siê na granicy (okrutnie d³ugie czekanie; my, Europejczycy, zjednoczeni nota bene, ju¿ prawie zapomnieliœmy, ¿e mo¿na tyle czekaæ na wjazd do kraju), po czym znaleŸliœmy siê w kraju biedy i nêdzy z drogami takimi, ¿e za nasze, dobre bo polskie, ministrom od transportu niech Pan Bóg b³ogos³awi. Zwiedziliœmy o³owiany meczet w Szkodrze, koœció³ katolicki, który po og³oszeniu Albanii krajem ateistycznym, zosta³ zamieniony w halê sportow¹, jednak od 1990 roku, dziêki interwencji papie¿a Jana Paw³a II, znów odprawia siê w nim msze, a tak¿e ma³¹ galeryjkê starych fotografii. Najwiêksze wra¿enie zrobi³ na nas jednak zamek Rozafa, który ze swoimi trzema dziedziñcami, magazynami, lochem oraz niesamowitymi widokami na miasto, przep³ywaj¹ce poni¿ej rzeki Drin i Bunê oraz le¿¹ce nieco dalej jezioro w po³¹czeniu z têcz¹ i zachodz¹cym s³oñcem sprawiaj¹ naprawdê niesamowite wra¿enie. G³odni i zmêczeni mieliœmy zjeœæ za³atwion¹ przez D¿onego tradycyjn¹ albañsk¹ kolacjê, w sk³ad której mia³a wchodziæ ryba lub miêso przygotowane w tradycyjny sposób, sa³atki, napoje oraz baklawa – czyli s³odki deser w cenie li i jedynie 5-6 euro, gdy przyjechaliœmy na miejsce okaza³o siê jednak, ¿e cena wynosi lekko wiêcej, nie ma wliczonej sa³atki, nie wspominaj¹c o deserze, a ryba jest marnym grillowanym, acz serwowanym ju¿ lekko przech³odzonym paskudztwem do zjedzenia tylko i wy³¹cznie dlatego, ¿e byliœmy niesamowicie g³odni. Wymêczeni wróciliœmy mocno póŸno, a nastêpnego dnia czeka³ nas prawdziwie naukowy dzieñ – a mianowicie odwiedziliœmy uniwersytet w Nikšiæu (mieœcie rodzinnym lektora jêzyka serbskiego na naszym uniwersytecie, Zdravka Babiæa), gdzie zostawieni na pastwê losu siedzieliœmy 1,5 h z rozgoryczeniem przybieraj¹cym na sile (bêd¹c przy okazji atrakcj¹ dla miejscowej telewizji), podczas gdy niewielka delegacja popija³a kawê z Pani¹ Dziekan i nawi¹zywa³a przyjazne stosunki miêdzy naszymi uniwersytetami studentami, po czym widzieliœmy bibliotekê i czytelniê. Humory poprawi³ nam dopiero fantastyczny obiad (zw³aszcza po kiepskiej kolacji poprzedniego dnia), ufundowany przez w³adze tamtejszego uniwersytetu oraz prezenty w postaci p³yt i kalendarzy zwi¹zanych z Czarnogór¹. Najedzeni i zadowoleni (wiadomo), w drodze powrotnej pojechaliœmy na Ostrog, co by³o niezwykle duchowym prze¿yciem – mimo pe³nego zaufania do naszych kierowców, którzy podczas wycieczki ju¿ nieraz wczeœniej pokazali klasê, na drogach szerokoœci autobusu, z przepaœciami bez barierek chyba wszyscy intensywnie siê modlili. Szczêœliwie uda³o nam siê dotrzeæ na miejsce (ave panom kierowcom!) i mogliœmy podziwiaæ jeden z najwiêkszych oœrodków religijnych Serbskiej Cerkwi Prawos³awnej, gdzie w podnios³ej, religijnej atmosferze zwiedzaliœmy wbudowany w zag³êbienie pionowej ska³y masywu Prekornicy Monaster Górny Ostrog, po drodze do którego jednak (Njegoš i jego mauzoleum przy tej trasie to pestka) by³o ma³o podnioœle i religijnie, gdy¿ niezwykle mêcz¹ce wspinanie siê po ska³ach sprawia³o, i¿ mia³o siê ochotê raczej przeklinaæ siarczyœcie, ni¿ uduchawiaæ. Odpocz¹wszy jednak nieco, podziwialiœmy cudowne widoki oraz cerkwie-kaplice œw. Krzy¿a i Zaœniêcia Bogurodzicy. Wracaj¹c do autobusu wst¹piliœmy jeszcze do Monasteru Dolny Ostrog, który stanowi swego rodzaju zaplecze dla Górnego. Kiedy wieczorem dotarliœmy cali i zdrowi (a nale¿y dodaæ, i¿ œciemnia³o siê mocno, kiedy pisany by³ nam powrót po krêtych w¹skich drogach, którymi trzeba by³o zjechaæ), nie mog³o obejœæ siê bez imprezy w której udzia³ wziêli i bohaterzy dnia, a przynajmniej po³owa bohaterów dnia, czyli Pan Kierowca Krzysztof, gdy¿ jego kompan, Adam, nastêpnego dnia o 14 jecha³ na ponadprogramow¹ wycieczkê do Dubrownika, którego nie zobaczyliœmy po drodze do Czarnogóry z powodu nadmiernego zmêczenia, a która to by³a wa¿na dla kroatystów, równie¿ obecnych na wycieczce. Pech chcia³, ¿e wycieczka ta pokry³a siê z fina³em Ligi Mistrzów, wiêc ja osobiœcie o Dubrowniku mogê powiedzieæ tyle, ¿e Barcelona wygra³a z Arsenalem 2:1, jakkolwiek delegacja wycieczkowa przyjecha³a bardzo zachwycona, a co poniektórzy bardzo zachwyceni i z przygodami w dodatku, na przyk³ad przywiezieni do brzegu na policyjnej ³ódce z powodu zakazu p³ywania lub po konwersacji i ustawianiu siê do zdjêcia z amerykañskim ksiêdzem polskiego pochodzenia. Kolejnego dnia (nie wiem ju¿ którego, wszystko by³o tak intensywne, ¿e traci³o siê poczucie czasu) mieliœmy okazjê braæ udzia³ w wydarzeniu historycznym – poniewa¿ nasza wycieczka zbieg³a siê w czasie z referendum maj¹cym zdecydowaæ o tym, czy Czarnogóra oddzieli siê od Serbii, uda³o nam siê znaleŸæ w stolicy Czarnogóry, Podgoricy, podczas ostatniego dnia kampanii przedreferendalnej. Niesamowite wra¿enia, mnóstwo ludzi na ulicach wymachuj¹cych flagami, œpiewaj¹cych piosenki na czeœæ Czarnogóry, nosz¹cych koszulki z has³em ‘Da, za Crnu Goru koju volimo’, balon w kolorach narodowych, wyrzucane z samolotów ulotki, sztuczne ognie i podnios³y nastrój prze³omowej chwili – czyli to, co wa¿ne, istotne, ale i kontrowersyjne dla nas, studentów zainteresowanych krajami ba³kañskimi, których jêzyki studiujemy. Jak ju¿ wiadomo, kampania okaza³a siê skuteczna, i Czarnogórcy zdecydowali o swojej niepodleg³oœci. Tak wiêc po kolejnym pe³nym wra¿eñ dniu wróciliœmy do Budvy (nooo… Berèiæi) i do popo³udnia zbieraliœmy si³y, by póŸniej zobaczyæ przepiêkn¹ Bokê Kotorsk¹, Kotor i Hercegnovi. By³a to ostatnia wycieczka w Czarnogórze – dzieñ póŸniej by³ czas na ostatnie zakupy, pakowanie i wyruszenie do stolicy Serbii – Belgradu. Przepraszam wszystkich wycieczkowiczów, jeœli pominê³am jakieœ wa¿ne wydarzenie z pobytu w Czarnogórze (jak na przyk³ad zwiedzanie urokliwego Monasteru Moraèa, o którym przypomnia³am sobie w tej chwili, a za Chiny Ludowe vel By³¹ Jugos³awiê nie mogê sobie dok³adnie przypomnieæ, przy jakiej okazji zwiedzanie go mia³o miejsce), ale jak ostrzega³am jest to sprawozdanie doœæ mocno subiektywne, tak te¿ ¿ywiê nadziejê, ¿e mi wybaczycie... Jakkolwiek mocno zmêczeni, zadowoleni, pe³ni vranaców i nikšiæka, zrelaksowani ale i trochê smutni, ¿e ju¿ bli¿ej koñca ni¿ dalej, znaleŸliœmy siê w Belgradzie, po którym dobrowoln¹ samoskrzykniêt¹ mini-grup¹ zostaliœmy œlicznie oprowadzeni przez sta³ego bywalca Belgradu £ukasza W. zwanego Wieczkiem. Zobaczywszy wszystkie wa¿niejsze zabytki po póŸnowieczornej wizycie na przepiêknym Kalamegdanie wróciliœmy do naszego hostelu (hmmm… metody powrotu by³y ró¿ne – piechot¹, komunikacj¹ miejsk¹ tudzie¿ taksówk¹ jugo w piêæ, wliczaj¹c kierowcê szeœæ osób w oparach benzyny), gdzie do rana siedzieliœmy wspominaj¹c jak by³o fajnie i tañcz¹c Kolo o 4 nad ranem (podobnie jak w Czarnogórze, gdzie taniec ten z poznanymi miejscowymi tañczy³o siê na nocnych imprezach na pla¿y, z tym, ¿e tu zamiast pla¿y mieliœmy do dyspozycji tylko i wy³¹cznie przyhostelowy ogródek). Kolejnego dnia, w wielkim upale mini-wycieczka zebra³a siê znów, by obejrzeæ dworzec kolejowy, po czym zrobiwszy ostatnie zakupy pojechaliœmy do ostatniego ju¿ miejsca, w którym chcieliœmy siê znaleŸæ – Nowego Sadu. Czêœæ grupy posz³a na piwo, czêœæ zwiedzaæ miasto z jego licznymi cerkwiami i pomnikami, a tak¿e imponuj¹cym koœcio³em katolickim. Suma sumarum, po ostatnich paru godzinach spêdzonych w mieœcie, ostatecznie wsiedliœmy w autokar i pojechaliœmy do Polski, czyli tu, gdzie w³aœnie jesteœmy i gdzie w³aœciwie nic siê nie zmieni³o – pan Roman G. dalej w³ada edukacj¹, a bud¿et pañstwa wydaje 23 mln z³otych na pielgrzymkê papie¿a. Tego, co widzieliœmy i prze¿yliœmy szczêœliwie jednak nikt nie jest nam w stanie odebraæ. I tu ostatnie zdanie – w imieniu swoim i grupy ogromne podziêkowania dla sprawców ca³ego zamieszania – pana magistra Zdravka i ch³opców Marcelego i Wieczka, którzy œwietnie zorganizowali i zaplanowali ca³¹ wyprawê, dzielnie znosz¹c nasze fochy i niezadowolenia, których ju¿ nie pamiêtamy, gdy¿ pamiêæ mamy zapchan¹ fantastycznymi wspomnieniami przepiêknych Ba³kanów, na które nie sposób nie chcieæ wróciæ.